• Legenda o Wierzchucinie Królewskim

        • Legenda o Wierzchucinie Królewskim,

          pochodząca ze zbioru „Wiedźmy z Grabiny” pana Tadeusza Multańskiego.


          Był czerwcowy, bezchmurny ranek 1325 roku. Siedząc na skraju wzgórza, spoglądali na położone w dole osiedle.
          — Popatrz, mój rycerzu. Król Władysław dla małego wzrostu Łokciem zwany zatoczył krąg ręką.
          — Dookoła same wzgórza, jakby koroną otaczające te domy, w których żyją ludzie. Ja bym to miejsce Koronowem nazwał. Paweł Wierzchuć, królewski rycerz popatrzył ze zdziwieniem na swego pana.
          — Mnie by na myśl nie przyszło, królu. Ale w istocie taka nazwa byłaby lepsza od dzisiejszego Smeysze. Powiem o tym mieszkańcom. Powiem im także, aby na pamiątkę twego tu, panie, pobytu miejsce to, na którym stoimy, nazwali górą Łokietka.
          Słońce oświetlało wysmukłą wieżycę kościoła nad wartko płynącą rzeką.
          — Pojedziemy dzisiaj na poranną wycieczkę w tamtą stronę. A jutro pojedziemy do Nakła, aby spotkać się z książętami pomorskimi przeciw rycerzom krzyżackiego zakonu — powiedział król.
          Siedli na konie, w milczeniu minęli budzący się ze snu gród. Jechali dość długo, aż znaleźli się w nieznanej wsi. Pierwszy zatrzymał konia król.
          — Pić mi się chce — rzekł.
          — Poprosimy o napój jakowyś w tej chacie — zaproponował rycerz.
          — Schludnie tu dookoła, widać mieszkają w niej pracowici ludzie.
          Zszedł z konia, przywiązał go do płota. Zaraz też zza chaty wyszła staruszka, szczupła, wysoka, o twarzy gęsto pooranej zmarszczkami.
          — Prosimy, panowie rycerze w nasze skromne progi. Wnuczka mleko warzy. Rycerz pomógł zsiąść z konia królowi.
          — Jak wam się tu żyje? — słowa te skierował do staruszki stawiającej na stole dwa garnce mleka i bochen chleba.
          — Nie narzekamy, jasny panie. Pracujemy i jesteśmy szczęśliwe.
          — Kto jest waszym panem, kobieto?
          — Nie mamy pana. Ot rządzimy się tu sami we wsi. Chociaż nie zawsze tak było.
          I opowiedziała, jak przed laty pan ich Żelgoszem zwany, okrutny i zły człowiek, częściej pijany niż trzeźwy, gnębił ich i prześladował. W końcu wykradł najpiękniejszą we wsi dziewczynę i powiódł do swego grodu. Pan bił ją, w końcu zamknął w wieży i podawać kazał jeno chleb i wodę.
          — Będziesz mi jeszcze posłuszna, zobaczysz.
          Którejś nocy gdy był pijany bardziej niż kiedykolwiek, wywlókł ją z wieży.
          — Pójdziesz ze mną na pokoje. — bełkotał — Nie chcesz być niewolnicą to panią będziesz.
          Wtedy to stało się coś nieoczekiwanego. Zerwał się wicher niepojęty, dudniły pioruny i błyskawice oślepiały oczy. Dziewczyna wyrwała się z rąk oprawcy i uciekać poczęła w stronę wsi. Dowlokłam się w strachu największym do chaty. Rano ociec odnaleźli mnie nieprzytomną na progu. Staruszka jakby dopiero teraz zauważyła, że mówi o sobie, zmieszała się. Po chwili dodała:
          — Koło południa sąsiad, który spotkał ojca przy studni opowiedział, że coś się stało w nocy, bo nie ma grodu, nie ma pana naszego, niech pamięć po nim zaginie, jeno jezioro tam się rozpościera. Jezioro to odtąd Żelgoszem nazywamy.
          — A wy niewiasto? — zapytał król.
          — Ja panie, wyszłam za mąż za swojego ukochanego, byłam szczęśliwa. Nie ma go już wśród żywych. Nie ma także mojej ukochanej córki i jej męża. Została mi tylko na pociechę wnuczka jedyna, najukochańsza Magdalenka.
          Dziewczyna wyszedłszy z chaty, zobaczyła rycerzy. Bardzo się zmieszała. Dopiero po chwili pozdrowiła ich pokornym ukłonem. Królewski rycerz Paweł Wierzchuć wstał z ławy i zrobił kilka kroków w jej stronę.
          — Nie widziałem dotąd piękniejszej wśród najpiękniejszych dworek mojego króla. Pozdrawiam cię i przyrzekam, że wrócę, gdy zwyciężymy Krzyżaków. Wrócę, aby cię prosić, byś nie odrzucała miłości, która zrodziła się oto w moim sercu.
          Schylił się przed nią, potem przyklęknął i dodał: — Tak mi dopomóż Bóg. — Niechże się tak stanie, amen! — dodał król.
          Wrócił po zwycięskiej bitwie pod Płowcami rycerz. Ucałował pomarszczoną rękę staruszki, prosząc ją by oddała mu na całe życie Magdalenkę, jeżeli ona go zechce. —Przecie czekała na ciebie Panie — rzekła babka. — Wiem, że dobrym jesteś człowiekiem, przeto zostań pod naszym słomianym dachem, dopóki nie wybudujesz swojego dworu. Przy pomocy wszystkich mieszkańców szybko został wzniesiony.
          Koronowski opat pobłogosławił związek Magdalenki z królewskim rycerzem Pawłem Wierzchuciem. Żyli długo i szczęśliwie. Mieli same córki, które zostały w przyszłości żonami chłopów z tej wsi, która odtąd zwie się Wierzchucinem Królewskim.